W biurze
Do czego to doszło, żebym ja, dojrzała kobieta, musiała się tłumaczyć, jak jakieś dziecko! Wszystko przez nową szefową, która wręcz uparła się, że pokaże nam, kto tu rządzi, więc postanowiła nam urządzić piekło na ziemi. Oczywiście wszystko pod pozorem bycia miłą i opiekuńczą, typowy mobbing.
Zebrała nas wszystkie w pokoju konferencyjnym i wygłosiła mowę, jak to ona widzi naszą pracę i co jest źle, co chce zmienić. No dobra, rozumiem, po to ją zatrudnili, żeby poprawić jakość pracy, ale miejcie litość, niech przynajmniej ona ma JAKIEŚ pojęcie o tym, jak tu sprawy wyglądają.
My, kobiety, zamiast trzymać się razem, często skaczemy sobie do gardła. W mojej pracy jest inaczej, jesteśmy dojrzałymi babkami, każda ma swoje problemy, ale udało nam się zaprzyjaźnić. Rzecz rzadka. Może dlatego, że poprzedni szef był facetem, podrywał nas wszystkie jednakowo i z zachowaniem odpowiedniej przyzwoitości, nikogo nie wyróżniał za większy dekolt. Ot, był dobrym pracownikiem, a obniżenie jakości pracy w dniu, kiedy się ma okres, traktował normalnie, a nie jak głupią wymówkę – o ile ktoś nie przeginał.
Ta krowa pewnie w ogóle nie ma okresu i będzie wymagać pracy na pełnych obrotach cały czas. A przecież Jadźka jedzie cały dzień na prochach, które by konia powaliły, bo ma na dokładkę migreny. A Beata ma bardzo chorą mamę, która umiera, więc Beata zarywa nocki, by być przy niej. Pomagamy sobie nawzajem, to nie jest żaden spisek przeciw szefowi, by ukryć czyjąś niekompetencję.
Mam nadzieję, że ona szybko to zrozumie i przestanie nas wyciągać na dywanik na środek pokoju, jak niegrzeczne dzieci. Oby się szybko okazała dojrzałą kobietą.